czwartek, 17 października 2013

"Prisoners" czyli "Depresja +1000"

Ten film jest tak porażająco smutny, że wszystkie żarty, które zapodałam wcześniej na jego temat i które miałam zamiar kontynuować przy pisaniu recenzji wydają mi się jakoś strasznie nie na miejscu (no dobra, wciąż aktualne pozostają te o brodzie Hugh Jackmana ;) ). Intrygujący jest natomiast fakt, że 15 minut po seansie film ulatuje z głowy i w zasadzie nie mam na jego temat głębszych refleksji… Ale co ja mogę wiedzieć – złapałam się na tym, że bronię księży-pedofilów, więc małe, słodkie, porwane dziewczynki pewnie średnio chwytają mnie za serce. Tak czy siak to wciąż solidny thriller, ukazujący nieskuteczne, wlokące się śledztwo (szalenie kręcą mnie takie motywy!!!) z genialnym Gyllenhaalem w roli wcale-nie-takiego-bystrego-jak-by-się-wydawało policjanta (i za to też plus, bo daleko mu do znanych z kultowych kryminałów rasowych detektywów-bystrzaków) i kopiącą po głowie, pseudoreligijną muzą – taką, że aż ciary przechodzą… Brrrr.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz