czwartek, 30 stycznia 2014

"August: Osage County" - czyli "Eat the fuckin' fish!!!"

Na gorących równinach hrabstwa Osage, gdzie skwar leje się z nieba, pot spływa ciurkiem po plecach podstarzałych piękności i nie ma czym oddychać snuje swoją opowieść John Wells. Opowiada nam o tym, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach, wyjaśnia, że kolejne pokolenia nie są w stanie się nawzajem zrozumieć, wskazuje, iż z wiekiem upodabniamy się do swoich rodziców oraz prowadzi rozważania na temat tego, czy więzy rodzinne to coś więcej niż przypadkowa loteria w puli genowej. Banał? Sztampa? Być może, ale na pewno podane po królewsku, stają się bardzo smakowite.

Film tak naprawdę ciągnie Julia Roberts. Nigdy fanką jej urody ani talentu nie byłam, ale muszę przyznać, że rola podirytowanej i zgorzkniałej Barb to zdecydowanie kreacja oscarowa. Julia sprytnie balansuje na granicy powagi i groteski, nie przekraczając jej jednak w żadnym momencie na tyle, by odebrać swojej postaci autentyczność. Wspaniałej aktorce wtóruje niemal cały drugi plan na czele z fenomenalnym Chrisem Cooperem - Charlsem - ostatnią oazą normalności w rodzinie Westonów i  doskonałą Julianne Nicholson w roli powściągliwej i  zahukanej Karen.

Nie wymieniam celowo wielkich nazwisk - Benedicta Cumberbatcha i Juliette Lewis, gdyż ich kreacje wydają mi się nieco przegięte. I tak bledną jednak wobec przeszarżowania postaci, jakiego dopuściła się Meryl Streep, czyniąc swój występ najsłabszym ogniwem całego filmu... Sztuczna teatralność i nadmierna maniera uznanej aktorki w roli niezrównoważonej nestorki rodu  odzierają mocno z powagi tę adaptację świetnej ponoć sztuki Tracy'ego Lettsa i spychającą ją niebezpiecznie na granice parodii. Szkoda, że niedoświadczony reżyser nie miał jaj, by powiedzieć gwieździe w pewnym momencie "stop" i ostudzić nieco jej interpretację Violet.

Przymykam na to jednak oko, gdyż mimo szarż Meryl Streep, obraz ogląda się wybornie - głównie dzięki Roberts i ciętym dialogom, które z ostrością brzytwy siekają co chwila stojące w miejscu, gęste powietrze Osage. Ponadto historię przepełnia błyskotliwy, czarny humor i wiele razy ma się ochotę na wybuch śmiechu - staje on nam jednak w gardle, powodując niemiłe dławienie, bo czujemy, że to nie fair  wobec powagi i ciężaru całej opowieści.  

Uznaję "Sierpień w hrabstwie Osage" za bardzo solidny film  i mimo iż całość nie grzeszy ani odkrywczością ani oryginalnością, to seans stanowi bez wątpienia dużą przyjemność.

8/10







źródła youtube, impawards.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz