czwartek, 12 czerwca 2014

Majowo-czerwcowy misz-masz czyli "Potwór z szafy, gej-artysta i blockbustery"

Maj upłynął mi zdecydowanie blockbusterowo - zaliczyłam "Spidermana", "Godzillę" i nowych "X-menów".  O "Amazing Spiderman II" po miesiącu od obejrzenia nic już w zasadzie nie jestem w stanie napisać, co mówi chyba wszystko o samym filmie ;) (7/10 - spoko-loko, fajna zabawa, ale bez olśnień). "Godzilla" miała wspaniałe momenty i kilka rzeczy naprawdę w filmie Garteha Edwardsa mi się podobało (dłuuuuugie oczekiwanie na pojawienie się Godzilli, jej wygląd, Bryan Cranston, cały origin potwora), ale niestety zabrakło emocji - drewniany Aaron Taylor-Johnsson w pewnym momencie został sam na placu boju i niestety nie dał rady "pociągnąć" filmu. Jakoś mnie to wszystko finalnie znudziło i wymęczyło (6/10). Świetnie bawiłam się natomiast na "X-Men: Days of the Future Past" - uwielbiam cała serię X-menów, ale najnowszy film to chyba najlepszy odcinek sagi o mutantach. "Starzy" i "nowi" w jednym filmie, szalona chemia między postaciami, fajny wyjściowy pomysł i błyskotliwe zakończenie, restartujące sprytnie cały cykl - dla mnie bomba! (8/10).

Natomiast najciekawszym filmem, który widziałam w przeciągu ostatnich tygodni okazał się nieoczekiwanie kameralny "Babadook" - horror psychologiczny opowiadający historię matki samotnie wychowującej syna. Syn ów sprawia szeroko pojęte problemy wychowawcze i maniakalnie boi się potworów z szafy, a matka wiecznie nie dosypia i sprawia wrażenie, jakby cudem powstrzymywała się przed uduszeniem gówniarza. Film poraża klimatem, genialnymi zdjęciami, montażem i montażem dźwięku, ale tym, co wynosi produkcję na wyższy poziom jest niesamowite aktorstwo. Essie Davis jako Amelia budzi szczerze współczucie i wspaniale pokazuje nam zmęczenie rolą matki. Jeszcze większe wrażenie robi Noah Wiseman w roli Samuela (nie wierzę, że to jego debiut na ekranie!), którego w jednej chwili ma się ochotę palnąć siekierą w łeb, a w następnej przytulić i pogłaskać (sceny zabaw w magika - obłęd!!!). Do tej dwójki dołącza naprawdę wyjątkowy potwór stworzony według genialnej koncepcji -  jest czarno-biały, tekturowy, dwuwymiarowy - żywcem wyjęty z dziecięcej książeczki. Ponadto udanym zabiegiem okazało się umieszczenie akcji na pograniczu jawy i snu - nie mamy pojęcia, co dzieje się naprawdę, a co jest wytworem sponiewieranego umysłu chronicznie zmęczonej kobiety. Przyczepić się mogę tylko do finału, który jest nieco przeciagnięty i przegięty. Wynagradzają to natomiast ostatnie sceny, które pozostawiają widza w sferze niedopowiedzeń - lubię takie zabiegi. Uważam natomiast, że reklamowanie australijskiej produkcji jako pokłosia najbardziej tyrających dzieł Polańskiego to jednak gruba przesada, bo po "Wstręcie" czy "Lokatorze" miałam łeb styrany, senne koszmary i ochotę na karnet u psychoanalityka, a po "Babadooku" zaledwie uśmiech satysfakcji na ustach i poczucie, że obejrzałam dobry film. Tak czy siak - polecam, jeśli macie ochotę na obejrzenie niebanalnego horroru (8/10).



Parę dni temu skusiłam się też na seans "Yves Saint Laurent" i szczególnych zachwytów na nim nie uświadczyłam. YSL to prawdziwa ikona świata mody - guru wszystkich metali (ubrał świat w krótkie, skórzane kurtki i wojskowe buty) i feministek (jak pierwszy włożył na kobiety smoking ;)), a z filmu wynika jedynie, że był pedałem, imprezowiczem i miał ze sobą spore problemy ;) Liczyłam na trochę większe zainteresowanie reżysera twórczością tytułowego bohatera, a nie tylko jego degrengoladą. Niemniej przez seans przeszłam raczej bezboleśnie i ogólnie jakoś stanowczo nie odradzam, ale też szczególnie nie zachęcam (6/10).

W najbliższym czasie moje wizyty w kinie stoją pod znakiem zapytania - wszak dziś rozpoczyna się Mundial ;) Myślę, że znajdę jednak chwilkę czasu, żeby wybrać się na "22 Jump Street". Kocham wielką miłością pierwszą część i po przeczytaniu kilku pozytywnych recenzji "dwójki" liczę co najmniej na dobrą zabawę. A jakie są Wasze kinowe plany? Stawiacie na czerwcowe premiery czy na piłkę nożną? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz