Śnieżka miażdży. Oczywiście żadne z tego
kino moralnego niepokoju, ale wielkie brawa dla reżysera za stworzenie
pozytywnej, radosnej i mądrej opowieści. T. Sighn perfekcyjnie balansuje
na granicy klasycznej opowieści i autoparodii, nie popadając nawet na
chwilę ani w nachalne moralizatorstwo ani w tandetną wulgarność. „Mirror
mirror” to film z jednej strony taktowny, pełen dobrego smaku, z
baśniowym klimatem i galerią pełnokrwistych postaci – ku uciesze dzieci,
z drugiej zaś strony pełen subtelnych, zabawnych aluzji, delikatnie
pulsujących gdzieś pod powierzchnią – ku uciesze dorosłych.
I tak sobie myślę, że gdybym w ciągu
całego dotychczasowego życia obejrzała takich filmów więcej niż tych o
analnych gwałtach, rozdłubywaniu czaszek dłutem i kosmitach z dredami
polujących na ludzi, to nie wyrosłabym na taką rozchwianą emocjonalnie
socjopatkę ze zwichrowaną moralnością i przetyraną psychiką ;)
I byczyłabym się teraz u boku pewnego księcia z kwadratową szczęką w
dalekiej bajkowej krainie, zamiast wylewać w nocy łzy w poduszkę przez
psychopatów, złoczyńców, niegodziwców i innych ogólnie pojętych zjebów ;)
Także jeśli poczujecie przesyt
kontemplowaniem filmów o menelach gapiących się w sufit tudzież przesyt
wysysaniem mózgu, spowodowanym oglądaniem Transformers – to biegiem do
kina :)
PS. Cały seans myślałam „Ja chcę
Księcia!!!!!!!!!!!”, ale kiedy na koniec pojawił się dostojny i
niesamowicie seksowny Sean Bean w koronie i strojnym wdzianku, to
zmieniłam zdanie „Fuck yeah, ja chcę Króla!!!!!!!!!!!!!!! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz