wtorek, 8 stycznia 2013

"Paperboy" czyli "Przemoc, seks i aligatory"

Och, jak duszno, parno, gorąco, ależ ciężko się oddycha!,  pot spływa po brudnych ciałach, wszystko jest umazane, lepkie, psuje się i śmierdzi, słychać brzęczenie much i wentylatorów –  w takich klimatach zaczyna snuć swoją historię Lee Daniels. Jego bohaterowie – mieszkańcy jakiegoś małego, florydzkiego zadupia – to najgorsi rasiści, zwyrodniali mordercy, okrutni gwałciciele, pedzie-alkoholicy,  przestylizowane lalunie z nierówno nałożonym na starzejące się twarze samoopalaczem.  Są kiczowaci, przerysowani, tandetni, odrażający, dążą powolnie ku samozagładzie. Mamy wrażenie, ze ulegają rozkładowi za życia, roztapiają się w upale.

Namiętność  łączy się tu z samodestrukcją, uczucia zostały całkowicie zastąpione przez nieokrzesane pragnienia, miłość jest tożsama ze zrobieniem komuś loda,  a seks to tylko zwierzęca, brutalna kopulacja. I nikt nawet nie udaje, ze ma zamiar kogoś staromodnie uwieść – wszyscy chcą się tylko pieprzyć.

Historia okraszona jest idealnie oddającą klimat muzyką i przede wszystkim niespodziewanie-rewelacyjnymi kreacjami aktorskimi. Stylizacji dopełnia cudowny, ziarnisty filtr, który świetnie wzmacnia kampowy charakter całego dzieła.

Nie jest to może film w żaden sposób wybitny, ale ta niespotykana w dzisiejszych czasach niepoprawność i ordynarność umieszcza „Paperboy’a” na liście „Must see in 2013!” każdego szanującego się miłośnika niebanalnego kina :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz