Nie pamiętam, ile razy widziałam „Park
Jurajski” – dziesięć? piętnaście? Pamiętam natomiast doskonale
ekscytację, podniecenie i dziką radość jaka towarzyszyła pierwszemu
seansowi (20 lat temu) – z przyjemnością stwierdzam, że po ostatnim
seansie (kilka dni temu) czułam dokładnie to samo.
Ten film ANI TROCHĘ się nie zestarzał!
Nadal trzyma widza na skraju kinowego fotela, a kapitalne, kultowe sceny
pierwszego ataku tyranozaura czy ucieczki przed raptorami doprowadzają
do granic wytrzymałości nerwowej – mimo iż przecież dokładnie wiemy, co
będzie dalej
Poza tym „Park Jurajski” ma jedną
wyjątkową cechę, która odróżnia go od wyprodukowanych później
blockbusterów – bohaterowie zachowują się RACJONALNIE i LOGICZNIE! Tak
naprawdę ten film mógłby mieć scenariusz napisany przez przedszkolaka i
nie trzymać się kupy, a dzięki samemu pomysłowi na ożywienie
prehistorycznych potworów stałby się kultowy. Na szczęście Steven
Spielberg nie nazywa się Michael Bay i nie poszedł na łatwiznę –
wykreował mądrą historię z odpowiednim wprowadzeniem bohaterów,
zawiązaniem akcji i logicznym przebiegiem. A fakt, że efekty specjalne
miażdżą i do teraz nikt nie zbliżył się do tego poziomu to tylko
przyjemny dodatek do całości.
Co do 3 d – dla mnie obraz był trochę
rozmyty i bardzo ciemny. Chyba z jeszcze większą przyjemnością
obejrzałabym w kinie klasyczną wersję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz