Poszłam na „Only God Forgives” z 
nastawieniem na obejrzenie pretensjonalnej, przepełnionej z dupy 
symboliką, przeszarżowanej wizji nadętego, samozwańczego artysty – a 
zrobiłam to oczywiście po to, by móc później z niekrytą 
satysfakcją powyżywać się dowoli nad tą megalomańską szopką bez treści 
na łamach tego bloga, oczywiście.
 
Film okazał się pretensjonalną, 
przepełnioną z dupy symboliką, przeszarżowaną wizją nadętego, 
samozwańczego artysty i – TADAM!!!!!!!! UWAGA!!!! UWAGA!!!! -
- ZAKOCHAŁAM SIĘ W TEJ WIZJI BEZ PAMIĘCI…
Film jest piękny, po prostu piękny. 
Chłonie się go, wciąga, wysysa. Gra światłem, kolorami, tło muzyczne, 
stylistyka – to jest prawdziwa SZTUKA. Jest kilka scen, które 
najchętniej nagrałabym sobie w mózgu i przewijała przed oczyma 24 
godziny na dobę, a trening z kataną o wschodzie Słońca  dał mi 
zdecydowanie  jeden z najpiękniejszych orgazmów mojego życia – 
autentycznie miałam ochotę się rozpłakać ze szczęścia, że mogę na to 
patrzyć.
Zgodzę się z wszystkimi zarzutami 
względem tego filmu – że scenariusz leży i kwiczy, że bohaterowie nie 
mają charakteru, motywacji, że historia nie trzyma się kupy, że kilka 
scen jest tak przeszarżowanych, że można je podsumować tylko facepalmem.
 Zgodzę się z zarzutami i powiem – I CO  MNIE TO WSZYSTKO OBCHODZI????? 
Co mnie to obchodzi, skoro podczas seansu siedziałam zahipnotyzowana, magnetycznie przyciągnięta, oszołomiona i wzruszona???
I nikt mi nie powie, że to kino 
europejskie – kino europejskie to brud, syf, patologia, dylematy 
moralne, nuda wizualna, szarość i opieka socjalna. Dzieło Refna to film 
na wskroś-do szpiku-totalnie-AZJATYCKI!!! -  a ja od lat tę stylistykę i
 sposób snucia historii (azjatyckie filmy się nie dzieją, one się 
snują!!!) uwielbiam.
Nie mam nic więcej do powiedzenia – w 
zasadzie przed seansem zamierzałam zestawić OGF ze Star Trekiem, coby 
ukazać „fajność” tego drugiego na tle kupy od Refna. Teraz jest mi 
głupio – dziewczę, idź i nie bluźnij już więcej…
PS. Nie zabierajcie na ten film 
dziewczyny na pierwszą randkę – zwłaszcza jeśli lubi małe pieski, kucyki
 i wierzy w pokój na świecie ;) Jeśli ona upiera się, że chce iść, bo kocha Ryana Goslinga, to też jej
 seans wyperswadujcie – Gosling jest tu prawdziwą cipą i w dodatku ma 
małego członka ;)
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz