Każdy z sześciu umieszczonych w filmie
celebrytów przez ponad 1,5 godziny ostro jedzie po bandzie w dowcipach o
spuszczaniu na kolorowe magazyny, zaliczaniu Lindsay Lohan i gwałcie na
Hermionie, przerysowując całkiem konkretnie swój wykreowany przez media
wizerunek (słodziak Jonah Hill, imprezowicz James Franco czy hipster
Jay Baruchel) i nabijając się bez umiaru ze swoich dotychczasowych
filmowych osiągnięć.
I to właśnie obecne w co drugim zdaniu nawiązania do popkultury sprawiają, że film klasyfikuje się bardziej jako „o filmie w filmie w ramach filmu” niż „kolejna komedia dla kretynów”. Miłośnicy kina powinni mieć niezłą zabawę w wyłapywaniu kolejnych odniesień i nawiązań do kultowych produkcji Hollywood i scen z życia tamtejszych gwiazdeczek.
I to właśnie obecne w co drugim zdaniu nawiązania do popkultury sprawiają, że film klasyfikuje się bardziej jako „o filmie w filmie w ramach filmu” niż „kolejna komedia dla kretynów”. Miłośnicy kina powinni mieć niezłą zabawę w wyłapywaniu kolejnych odniesień i nawiązań do kultowych produkcji Hollywood i scen z życia tamtejszych gwiazdeczek.
I o ile sceny kręcenia sequela „Pineapple
Express” czy „Egzorcyzmy na Jonah Hill” wywołują usatysfakcjonowanie i
szeroki uśmiech na twarzy, to końcowa scena z Backstreet Boys (tutaj) rozkłada na łopatki. I to w taki sposób, że nawet kiepskie żarty o obciąganiu zostają wybaczone ;)
Tylko dla koneserów.
źródła: internet, youtube
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz