Dla mnie bomba. W ogóle nie pojmuje, jak ten film może nudzić – a z
reguly znudzić mnie łatwo – niespieszne tempo w Drive jest porywające i
totalnie pochłaniające, ani przez chwilę nie mogłam oderwać wzroku od
ekranu.
Muza – kosmos. Gosling – kosmos. Cały drugi plan – rewelacja.
I ogólnie mi jakoś Drive przywiał na myśl „Miami Vice” – miasto jako
cichy bohater filmu, mało dialogów, niesamowita chemia między
bohaterami, dopieszczone do granic możliwości zdjęcia. Z „Miami Vice”
mam tak, ze uwielbiam ten film oglądać do nieprzytomności, czasem kilka
razy pod rząd rozkoszując się specyficznym, odhumanizowanym klimatem,
który ubóstwiam. Wydaje mi się, ze z Drive może być podobnie. Już
ściągam i pewnie jeszcze dziś obejrzę drugi raz. Pewnie, że film ma
wady, ale przymykam na to oczy, bo jest mega-hipnotyzujący… Cudowny,
smutny, nostalgiczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz