Och, „Sinister” jest naprawdę, naprawdę,
naprawdę przerażający. Nawet nie wiem, czy powinnam go oceniać, bo pół
seansu przesiedziałam pod kołdrą albo z zamkniętymi oczami ;). O dziwo, ogromną cześć filmu stanowi watek obyczajowy oraz ekspozycja
głównego bohatera i jego mozolnego śledztwa. Ethana Hawke’a zaczynamy
mimowolnie lubić i nie jest nam obojętny, jak 99% postaci w horrorach.
No i kibicujemy mu, nie chcemy, żeby temu wzbudzającemu litość looserowi
stała się jakaś krzywda :) W sumie poza sledztwem niewiele tak naprawdę na ekranie się dzieje –
bohater łazi po domu z butelka whisky, w porozciąganym swetrze, ogląda
cały czas te same taśmy (brrrrr), słyszy jakieś szelesty, widzi jakieś
cienie – a my w tym czasie dosłownie robimy pod siebie ze strachu.
Okresy między jednym „boom” a drugim są rozciągnięte do granic ludzkiej
wytrzymałości i wypełnione tak mrocznymi, ambientowymi brzmieniami, że
jęczymy, wijemy się i błagamy, żeby wreszcie coś skądś wyskoczyło, by
choć na maluśką chwile ciśnienie opadło. Nie lubię filmów o demonach, duchach,
zmarłych dzieciach z podbitymi oczami które szlajają się po korytarzach
nawiedzonych domów, ale wbrew pozorom w „Sinisterze” jest tego jak na
lekarstwo. A najlepszą rekomendacja niech będzie
opinia MPAA – filmowi kręconemu pod PG13 (czyli bez cycków, flaków,
fucków – no dobra, dwa dozwolone, ale nie w kontekście seksualnym ;)
i innych zwyrodnień piętnowanych przez księży z ambony), który w
dodatku te wymagania PG13 spelnił i tak przyznała „eRkę”, w uzasadnieniu podając, ze „film jest zwyczajnie zbyt straszny”:D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz