Zombie bez zombie (bo co to za zombie, co
nikogo nie zjadają?) w PG-13, zadające durne pytania dzieci z
obowiązkową astmą, wywołujące odruch wymiotny „powiedz rodzinie, że ich
kocham”, telefon dzwoniący w samym środku misji i najmodniejsza akcja
sezonu czyli wypadanie z lecącego samolotu – czy to się w ogóle mogło mi
się spodobać?
A jednak! Kiedy przymkniemy oczy i
nastawimy się na letniego blockbustera możemy dostrzec całkiem
dynamiczną akcję, fajowe CGI, napięcie, rodzinkę - która dzięki Bogu
została w domu po kilkunastu minutach filmu i nie dostała zbyt wielu
okazji do drażnienia moich receptorów „anty-kino-familijnych”, dających
się lubić bohaterów. Bardzo fajny efekt dała trzy czy nawet czterokrotna
zmiana miejsca akcji, a co za tym idzie wymiana wszystkich głównych
bohaterów – poza Bradem Pittem off course ;) Cieszyło oczy oblężenie murów w Jerozolimie. I sam pomysł na rozwiązanie zombie-zarazy ciekawy :)
Także – krwi tu nie ma, flaków nie ma,
zombie biegają, Brad Pitt biega szybciej, bo jest
super-hiper-wypasionym-soldierem, dowódcy są źli, lekarze są dobrzy,
świat zostanie uratowany – hura! Bezbolesny sposób na spędzenie upalnego
popołudnia (klima w kinie daje radę ;) ) :) Polecam, a co!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz