środa, 23 kwietnia 2014

"Railway Man" i "Locke" czyli "To nie był dobry kwiecień"

W kwietniu mój instynkt kinomaniaka został wyraźnie osłabiony - pewnie to wina kwitnących drzewek i świecącego słonka - i niestety filmy, które obejrzałam zawiodły mnie na całej linii. W poniższych wywodach roi się od SPOILERów, bo jestem solidnie wkurzona i chcę dać temu upust bez owijania w bawełnę ;) Poza tym naprawdę nic nie stracicie, pomijając te pozycje :P
  
1. Railway Man - ależ to płaski, infantylny i totalnie pozbawiony obciążenia film! Pierwszym zgrzytem tego dziełka okazują się fatalne strzały obsadowe - postać irytującej, umartwionej kobiety w wykonaniu Kidman jeszcze jakoś przejdzie, ale  Colina Firtha jako żołnierza z traumą TOTALNIE nie kupuję!!! Co ja gadam!!! - nie widziałam go jeszcze w tak nieudanej roli!!! Ponadto obraz Teplitzky'ego wykłada się po całości rozczarowującym punktem kulminacyjnym. Podczas seansu czekamy niecierpliwie na ujawnienie skrywanych przez bohatera mrocznych sekretów udręczania w niewoli, które to wywołały u niego ciężką traumę i izolację, a dostajemy obraz w sumie bardzo tradycyjnych tortur, których przeżycie winno raczej napawać każdego żołnierza dumą i nabijać +10 do honoru. Tak, wiem, mój umysł jest spaczony przez HBO i przypowieści o seryjnych mordercach, ale liczyłam co najmniej na jakieś zmuszanie do aktów homoseksualnych, seks z antylopą i wpychanie do ust własnych odchodów ;) Gwoździem do trumny "Drogi do zapomnienia" jest przeciągnięte do nieskończoności finałowe pojednanie bohaterów... Brakuje tylko sceny, w której robią sobie loda i idą na spacerek przez tęczowy mostek - choć w sumie niewiele brakuje do takiego poziomu żenady i końcowa sekwencja wygląda w zasadzie całkiem podobnie ;) I piszę w tak trywialny i prześmiewczy sposób o filmie poruszającym bądź co bądź bardzo poważne kwestie, bo całość tak po widzu spływa, że inaczej się nie da... Wierzcie mi na słowo i nie próbujcie przekonywać się na własnej skórze.

4/10 (plusy jedynie za sceny przy budowie kolei)






2. Locke aż tak mnie nie wkurzył, ale niestety nastawiałam się na soczyste zmiażdżenie mózgu, a dostałam zaledwie klepnięcie w tyłek. Czy Wy też po obejrzeniu trajlera liczyliście na jakąś patową sytuację, koks, dziwki, pranie brudnych pieniędzy, ruską mafię, trupy w bagażniku, UFO i Godzillę? ;) Jakieś realne zagrożenie dla bohatera? Bo ja TAK! A otrzymałam kochankę na porodówce, synów szykujących kiełbaski na mecz i UWAGA wielkie wylewanie betonu! Serio, serio. Zwykły beton, żadnych zwłok wewnątrz ;) Co prawda autor podkreśla co chwila namolnie ustami bohaterów, że jest to naprawdę KONKRETNA wylewka, największa w historii Europy (nie licząc terenów wojskowych - LOL), ale mimo wszystko poziom dramaturgii scenariusza nie przekracza poziomu "Klanu"i ciężko mi traktować problemy Ivana Locke'a poważnie...  Film  ogląda się jednak całkiem dobrze - oczywiście za sprawą Toma Hardy'ego, którego popisy po prostu cieszą oko. Hardy to zdolna bestia i  swoją charyzmą uratowałby pewnie nawet "Kamienie na szaniec", więc podczas seansu nie ma bólu i czas płynie szybko. Na plus: Hardy, fajna muzyczka, klimatyczna autostrada nocą. Na minus: irytująca kochanka, irytująca żona, irytujące dzieci, irytujące rozmowy ze zmarłym ojcem, powielanie schematów, scenariusz pisany na kolanie i  z dupy wzięte pseudogłębokie metafory o pękającym betonie... Jak lubicie Hard'yego to idźcie, jak  nie to sobie odpuśćcie.

6/10





Uff, jak dobrze, że jutro "Spiderman" ;)

2 komentarze:

  1. Też mam problem z kwietniowymi filmami :( poświęciłam się serialom :D Czy ty oglądasz seriale?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tez lubie seriale, ale wole gdy wszystkie odcinku juz wyjda - nie lubie czekac co tydzien na kolejny :P

      Usuń