niedziela, 26 lutego 2017

"Silence" czyli "Największy przegrany oscarowej gali"

Ależ to doskonałe kino! Kilka lat temu pisałam o zwycięzcy oscarowej batalii "Zniewolonym", stawiając jego reżyserowi zarzut czysto fizjologicznego pobudzania odbiorcy poprzez epatowanie niepotrzebną, przekombinowaną brutalnością bez której to film poległby całkowicie w kwestii oddziaływania na widza. "Milczenie" mistrza Scorsese okazuje się idealnym przeciwieństwem przehajpowanego obrazu McQueena i mimo krzykliwego, mocnego tematu wzrusza i angażuje do szpiku kości poprzez drobne gesty, słowa, symbole a nie naturalistyczne i nachalne filmowanie tortur. Ta epicka opowieść o losach chrześcijańskich misjonarzy w  Japonii stoi genialnym aktorstwem i przepięknymi zdjęciami, ale to ładunek emocjonalny, jaki ze sobą niesie stanowi jej największą wartość. Reżyser stawia przed bohaterami tak przytłaczające dylematy, że jakakolwiek próba oceny tego, co widziałam na ekranie, powoduje w moim mózgu zwarcia elektryczne... Nie oczekujcie od "Milczenia" pompatycznej opowieści o dobrych chrześcijanach i brutalnych Japończykach - cała historia ma dużo bardziej lokalny, osobisty wręcz wymiar a wnioski jakie z niej płyną nie muszą być jednoznaczne. Scorsese formułuje odważne pytania o sens wiary, prawdziwą istotę cierpienia, poświęcenia dla innych, o różne wymiary męczeństwa i zmusza odbiorcę do myślenia oraz poszukiwania odpowiedzi -  o dziele tym chce się pisać i dyskutować!  Ponadto chyba nigdy nie oglądałam filmu z trafniej nadanym tytułem - w konfrontacji z finałem opowieści to prawdziwy pocisk.

Brak nominacji do tegorocznych Oscarów dla "Milczenia" to jakiś ponury żart. Widać chrześcijaństwo nie sprzedaje się tak dobrze, jak prześladowania Żydów, homoseksualistów i czarnoskórych. Ponadto Scorsese wyciska wszystkie soki z całej ekipy aktorskiej a Andrew Garfield wreszcie przekonuje mnie do siebie, grając mężczyznę a nie zawstydzonego młokosa. To mój prywatny zwycięzca kategorii aktorskiej - ta kreacja naprawdę robi wrażenie! (Cassey za którego będę trzymać kciuki podczas gali zagrał jednak w zgodzie ze swoim emploi i aż tak nie rozpływałabym się nad tą rolą). Myślę też, że każdy aktor obsadzony na drugim planie "Milczenia", ze szczególnym uwzględnieniem Yosuke Kubozuka, zjada na śniadanie Mahershala Ali'ego z "Moonlight" - prawdopodobnego triumfatora dzisiejszej ceremonii. Oscar za zdjęcia to  powinna być formalność.

 Rzadko takie słowa padają z moich ust, ale uważam, że każdy powinien najnowszy film Scorsese obejrzeć.

9/10








2 komentarze:

  1. Zgadzam się z Tobą w kwestii "Milczenia". Czasem trudno jest zrozumieć, co ta akademia kombinuje. Dla mnie absurdem byla nominacja dla Andrew za "Przełęcz Ocalonych". W "Milczeniu" był bardziej skordynowany, nie robił dziwnych min, nie kolorował przesadnie. Jego opanowanie przydało się, bo zrobila sie z tego bardzo dobra rola. Ali dla mnie to śmiech na sali. Sam film "Moonlight" to smiech na sali. W mojej ocenie 4/10. Zdjęcia w "Milczeniu" to poezja. Troszkę więcej o tym pisalem w swojej recenzji. Linkow nie daje, bo to wioska. Chcesz to wpadnij przez profil google. Wracajac do "Milczenia" to na uwagę zasługuje jeszcze mały smaczek. Producent! Powaznie mowiac to on jest bardziej zwiazany z filmem niz rezyser, bo wyznacza granicw pieniedzy, co jak ma wygladac. Kto ma odpowiadac za to i za to i w koncu kto ma byc rezyserem. W "Milczeniu" boakie jeat to, ze Martin to 3 w 1. Producent, scenarzysta i rezyser :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dla "Moonlight" jestem trochę łagodniejsza, bo jako film dość mi się podobał, ale to jednak kilka lig niżej niż "Milczenie" właśnie. Co do roli Alieego nie znałam kolesia i cały film się zastanawiałam, w którego z bohaterow się wciela, bo żaden z aktorów się nie wybijał...

      Usuń