sobota, 24 marca 2012

"Mirror, mirror" czyli "Bajka dla wybrednych"

Śnieżka miażdży. Oczywiście żadne z tego kino moralnego niepokoju, ale wielkie brawa dla reżysera za stworzenie pozytywnej, radosnej i mądrej opowieści. T. Sighn perfekcyjnie balansuje na granicy klasycznej opowieści i autoparodii, nie popadając nawet na chwilę ani w nachalne moralizatorstwo ani w tandetną wulgarność. „Mirror mirror” to film z jednej strony taktowny, pełen dobrego smaku, z baśniowym klimatem i galerią pełnokrwistych postaci – ku uciesze dzieci, z drugiej zaś strony pełen subtelnych, zabawnych aluzji, delikatnie pulsujących gdzieś pod powierzchnią – ku uciesze dorosłych.

I tak sobie myślę, że gdybym w ciągu całego dotychczasowego życia obejrzała takich filmów więcej niż tych o analnych gwałtach, rozdłubywaniu czaszek dłutem i kosmitach z dredami polujących na ludzi, to nie wyrosłabym na taką rozchwianą emocjonalnie socjopatkę ze zwichrowaną moralnością i przetyraną psychiką ;) I byczyłabym się teraz u boku pewnego księcia z kwadratową szczęką w dalekiej bajkowej krainie, zamiast wylewać w nocy łzy w poduszkę przez psychopatów, złoczyńców, niegodziwców i innych ogólnie pojętych zjebów ;)

Także jeśli poczujecie przesyt kontemplowaniem filmów o menelach gapiących się w sufit tudzież przesyt wysysaniem mózgu, spowodowanym oglądaniem Transformers – to biegiem do kina :)

PS. Cały seans myślałam „Ja chcę Księcia!!!!!!!!!!!”, ale kiedy na koniec pojawił się dostojny i niesamowicie seksowny Sean Bean w koronie i strojnym wdzianku, to zmieniłam zdanie „Fuck yeah, ja chcę Króla!!!!!!!!!!!!!!! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz