niedziela, 20 lipca 2014

"Begin Again" czyli " To NIE jest komedia romantyczna"

"Begin Again" to idealny "feel good movie" - pozytywny ale nie przesłodzony, lekki, ale nie banalny, mądry, ale nie nadęty, zabawny, ale w nie wymuszony, nie nachalny sposób. John Carney zdołał obronić się przed hollywoodzkim rozmiękczeniem mózgu i mimo zwiększenia budżetu i zatrudnienia do filmu pierwszoligowych gwiazd jego najnowsze dzieło zachowało klimat i wyjątkowość kultowego "Once". "Zacznijmy od nowa" to po prostu kolejna wersja poprzedniego filmu Irlandczyka - bohaterowie snują się, rozmawiają, tworzą muzykę, śmieją się, płaczą, na ekranie niesamowicie  iskrzy, a przesłanie całości jest proste i czytelne - muzyka może wyleczyć duszę :) Do tego cudownie patrzy się na głównych bohaterów - dawno (nigdy???) nie widziałam Marka Ruffalo w tak udanej roli, a Keiry Knigthley nie śmiałam wcześniej nawet podejrzewać o taką cudowną eteryczność i emanowanie blaskiem - zdecydowanie wolę ją w roli zwykłej dziewczyny w porozciąganym swetrze niż przebraną w sztywne kostiumy! Muszę też przyznać, że cały seans przygotowywałam się psychicznie na to, że Carney może przypadkiem,  natchniony hollywoodzkim blichtrem, zepsuć zakończenie, ale nie - nic takiego nie ma miejsca - uff.

 Także - nie pozwólcie polskiemu dystrybutorowi zniechęcić się do seansu (Kino Świat - a jakże - zadbało o wymiotogenny komedio-romantyczny poster, wypaczający wymowę filmu) i dajcie się porwać czarowi dzieła Carney'a. Bo "Begin Again" krzepi. Naprawdę :)

9/10



1 komentarz: