czwartek, 23 lutego 2012

"The Descendants" czyli 'Kłopoty w raju"

Właśnie skasowałam jakieś 5 linijek wpisu, bo zdałam sobie sprawę, że dziwnie brzmi podkreślanie uroczego humoru i zabawności w historii o rodzinie zmagającej się ze śmiercią żony i matki… ale cóż, ten właśnie uroczy humor i zabawność to główne zalety „Spadkobierców”. Rola Clooneya – świetna, ale chyba jednak nie wybitna i myślę, że niesłusznie sprzątnął Złotego Globa sprzed nosa Fassbenderowi. Na pochwałe zasługuje też drugi plan i całkiem zgrabna reżyseria Payne’a. Choć przyznaję – całość historii trochę faktycznie trąci „Popołudniem z Polsatem”. Widać jednak nawet naiwna, familijna opowiastka w połączeniu z niezłym aktorstwem, Clooneyem, nieziemskimi, hawajskimi widokami i inteligentnym humorem może dać przyjemny i niegłupi film, pozostawiający widza bez uczucia zażenowania. Choć nominacja do Oscara to wciąż mimo wszystko za dużo.

PS. Z Clooney’em jest jeszcze taki problem, że jest nieprzyzwoicie przystojną bestią i jego idealna fizjonomia (i ta siwizna, damnnnn!), wkomponowana w nieskazitelny, rajski krajobraz, może zupełnie uniemożliwić damskiej części widowni skupienie się na treści filmu (by to wyjaśnić mężczyznom – Clooney, nawet całkowicie ubrany, działa na kobiety tak samo jak długonoga blondynka 95-60-90 w bikini na facetów).
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz