środa, 27 lutego 2013

"Beasts of the Southern Wild" czyli "Z polotem o rzeczach ważnych"

Film jest zwyczajnie prosty, piękny, angażujący, ale nienarzucający się. Dostajemy niby dramat społeczny, ale jest on cudownie przyprawiony nutką realizmu magicznego (nie sądzę, by można było mówić o realizmie magicznym w oderwaniu od kultury iberoamerykańskiej, ale tylko ten termin mi tutaj pasuje), przez co nabiera nieco onirycznego, baśniowego klimatu. Zabieg ten wspaniale wygładza niby napuszone komentarze z offu, czyniąc całość opowieścią strawną i nienadętą, niepozującą na film do orzygania „ważny i głęboki”.
 
Historia o tym, że każdy ma swoje miejsce, do którego należy. Wałkowane to w kinie miliardy razy, ale ukazane z perspektywy wyjątkowo nieirytującego mnie dziecka (choć na oscarowe nominacje zasługuje niewątpliwie kreacja ojca – piekielny mix agresji, srogości i miłości!), naprawdę wzrusza. Kojący, uzdrawiający film.

Aaaaa, i cudowna muza!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz