środa, 31 lipca 2013

"World War Z" czyli "Zombie-PG13-Apokalipsa"

Zombie bez zombie (bo co to za zombie, co nikogo nie zjadają?) w PG-13, zadające durne pytania dzieci z obowiązkową astmą, wywołujące odruch wymiotny „powiedz rodzinie, że ich kocham”, telefon dzwoniący w samym środku misji i najmodniejsza akcja sezonu czyli wypadanie z lecącego samolotu – czy to się w ogóle mogło mi się spodobać?
 
A jednak! Kiedy przymkniemy oczy i nastawimy się na letniego blockbustera możemy dostrzec całkiem dynamiczną akcję, fajowe CGI, napięcie, rodzinkę -  która dzięki Bogu została w domu po kilkunastu minutach filmu i nie dostała zbyt wielu okazji do drażnienia moich receptorów „anty-kino-familijnych”, dających się lubić bohaterów. Bardzo fajny efekt dała trzy czy nawet czterokrotna zmiana miejsca akcji, a co za tym idzie wymiana wszystkich głównych bohaterów – poza Bradem Pittem off course ;) Cieszyło oczy oblężenie murów w Jerozolimie. I sam pomysł na rozwiązanie zombie-zarazy ciekawy :)
Także – krwi tu nie ma, flaków nie ma, zombie biegają, Brad Pitt biega szybciej, bo jest super-hiper-wypasionym-soldierem, dowódcy są źli, lekarze są dobrzy, świat zostanie uratowany – hura! Bezbolesny sposób na spędzenie upalnego popołudnia (klima w kinie daje radę ;) ) :) Polecam, a co!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz