niedziela, 19 stycznia 2014

Wszystkie światła na Matthew McConaughey'a!

Przeglądając filmografię Matthew McConaughey'a, uzmysłowiłam sobie, ze pierwszym filmem, w którym widziałam go na ekranie jest - o zgrozo! - zeszłoroczny "Paperboy" ("Pokusa")! Muszę przyznać, że miałam nosa, bo to pierwszy z serii filmów, zapoczątkowujących nowy rozdział w filmografii tego aktora. Nie będę oryginalna, kiedy powiem, że wcześniej kojarzyłam jedynie jego zdjęcia z gołym torsem i fakt bycia królem komedi romantycznych. Dobra - co mi tam - przyznam się też, że kojarzyłam jego związek z Sarah Jessicą Parker - którego haha! nigdy nie było -  i jego rolę Inspektora Gadżeta, której  - na szczęście ;) - nigdy nie zagrał :D Powyższe zdanie tylko potwierdza moje totalne "wylanie" na tego aktora, bo przecież byłe dziewczyny Leonardo DiCaprio wymieniłabym uporządkowane pod względem chronologicznym, długości nóg czy jasności włosów obudzona o trzeciej nad ranem ;)

Rola w "Pokusie" była pierwszą, w której zerwał ze swoim wizerunkiem rasowego przystojniaka i wziął się za poważny repertuar. Wyśmienicie wypadł w "Uciekinierze", gdzie przekonująco wcielił się w postać ukrywającego się przed antagonistami i policją Muda ( tak w ogóle to świetny  i mądry film o męskiej przyjaźni i dojrzewaniu), genialną kreację zaliczył w  "Killer Joe", (który sam w sobie okazał się średnim, przekombinowanym filmem, ale rola psychopatycznego zwyrola, w której obsadzono Matthew bez wątpienia była najjaśniejszym punktem tego obrazu), a małą rólkę w "Wilku z Wall Street" wypada podsumować jednym tylko słowem "wow!". W końcu przyszła pora na "Dallas Buyers Club", po którym to krytycy zdjęli czapki z głów i wyśmienitą kreację McConaughey'a postanowili nagrodzić Złotym Globem. BTW, tutaj odbiera tę oto nagrodę z rąk niesamowitej Jessicy Chastain, o której pisałam w tym miejscu w zeszłym roku:





Dzięki durnej polityce promowania filmów przez polskich dystrybutorów i decyzji o wpuszczeniu do kin oscarowego hitu... dwa tygodnie po rozdaniu oscarów zostałam w zasadzie zmuszona do nabycia "Dallas Buyers Club" w internetowym sklepiku. Moje "zgrzanie" na ten film nie pozwoliło mi w spokoju czekać jeszcze 1.5 miesiąca, przegrzewając sobie zwoje mózgowe podczas dumania, czy jego kreacja jest lepsza od roli DiCaprio czy też nie. Według mnie nie jest i w dużej mierze kopie w głowę dzięki charakteryzacji, ale nie sposób jej nie docenić  i nie podziwiać. I jeśli Matthew ostatecznie sprzątnie Leo Oscara sprzed nosa to płakać nie będę. A jest on zdecydowanym faworytem bukmacherów:





Wobec powyższych przykładów genialnych dokonań Matthiew w ostatnich miesiącach pozostaje tylko zastanawiać się, czemu tyle lat grywał niewymagające rólki w badziewiach... Na szczęście wkracza teraz w wiek, w którym na aktorów spływa najwięcej najciekawszych, różnorodnych ról, a hype na jego nazwisko w obsadzie na pewno liczbę interesujących propozycji jeszcze zwiększy.  Już niedługo zobaczymy go u Nolana:





Cóż, niewątpliwie w ciągu roku Matthew zanotował w moim prywatnym zestawieniu skok z pozycji aktora "whatever" do pozycji aktora "must-seen-wszystko-co-zagra" i mam cichą nadzieję, że Matthiew to doceni i  nie będę zmuszona do oglądania żadnej głupawej komedii ani  dziesięciominutowych ujęć jego nagiego torsu. Ani żadnej komedii z ujęciami jego nagiego torsu ;)

Bo może jestem dziwna, ale rękoma i nogami wybieram drugie wcielenie:




                                                                                                                       A Wy?




2 komentarze:

  1. No cóż. Nie mogę się zgodzić że od "Pokusy" (2012) wziął się poważny repertuar.

    "A Time to Kill" - 1996 rok i nagroda "Most Promising Actor". Świetny film i genialny Matthew.
    "Amistad", u samego Spielberga - 1997 rok
    w tym samym roku ""Contact", partnerując Jodie Foster.

    Później rzeczywiście przeszedł na lżejsze gatunki filmowe (z małymi wyjątkami ""Thirteen Conversations About One Thing" (2001), "We Are Marshall" (2006)

    Ten rok, będzie należał zdecydowanie do niego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja, ale uznałam to za czasy prehistoryczne czyli "dawno i nieprawda" ;) Gdzies czytalam artykul, gdzie ktos wlasnie krytykowal w jak glupi sposob Matthiew pokierowal swoja kariera, ze mimo calkiem niezlych filmow i wystepow na poczatku przeszedl na glupiutkie komedyjki. Na szczescie sie opamietał ;)

    OdpowiedzUsuń