wtorek, 26 czerwca 2012

"Hodejegerne" czyli "Perła w morzu skandynawskiej kupy"

Musiałam trochę ochłonąć i przejrzeć dokładnie listy, ale oznajmiam radośnie, iż na półmetku moich kinowych zmagań, trafiłam wreszcie na prawdziwą perłę :) Nie będzie kłamstwem, jeśli powiem, że o wizycie w kinie przesądziła obecność w trajlerach Nikolaja „Kingslejera” Coster-Waldau i aż nie chcę myśleć, co bym przegapiła, gdyby moje kobiece upodobanie do niepodciętych i niedogolonych blondynów nie wzięło góry nad torsjami jakich dostaję na dźwięk słów „skandynawskie kino” :D
W „Łowcach Głów” uwodzą nas pełnokrwiste, świetnie rozpisane i genialnie zagrane postacie, wciąga niebanalna intryga, oparta na pięknie rozrzuconych po lodówkach i szafach tropach, które cudownie połączą się w finale ku uciesze gawiedzi, urzeka płynne przejście z konwencji sterylnego heist movie do rasowego survivalu, dodaje smaku szczypta klasowego gore… Najważniejszą sprawą jest jednak główny bohater – szczerze polubiłam gościa od pierwszej sekundy i całym sercem i duszą, obgryzając paznokcie i gryząc usta do krwi, kibicowałam mu – ile sił – walcz!!! broń się!!! uciekaaaaj!!!! TAK TYYYyyy, który masz 168 cm wzrostu!!! A NIE ty 190 centymetrowy Jaime Lannisterze!!! ;)

Jeszcze w grudniu byłam pewna, że takie emocje i pierwsze miejsce w półrocznym rankingu ma zaklepane Fincher i jego adaptacja książki nieboszczyka Larssona – a tu proszę – film na podstawie prozy nie-nieboszczyka Jo Nesbo wygrywa w przedbiegach. Norwegia-Szwecja 1:0 :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz