czwartek, 19 lutego 2015

Lutowy misz-masz czyli "Baśń, survival i bajka ;)"

Into the Woods ("Tajemnice lasu") to musicalowa wariacja na temat kilku popularnych baśni braci Grimm - Kopciuszka, Czerwonego Kapturka, Roszpunki oraz Jasia i Magicznej Fasoli. Historie te zaplata wątek piekarza i jego żony, którzy niesieni chęcią posiadania potomka zawierają pakt z czarownicą. Od samego początku z ekranu bije prawdziwa, baśniowa magia, genialnie wykonane piosenki chwytają za serce (prawdziwa perełka to oczywiście "Agony" w wykonaniu królewiczów), przepiękna scenografia i kostiumy cieszą oczy, a całość pęka od lekko ironicznego humoru, który niewątpliwie ucieszy szczególnie dorosłych odbiorców nowego filmu ze stajni Disney'a. Przyczepić się można jedynie do zakończenia, które zdaje się być przeciągane w nieskończoność i nieco się rozłazi. Z drugiej strony jednak,  ukazanie, co może mieć miejsce po typowym "szczęśliwym zakończeniu" wynosi film na wyższy poziom niż klasyczne baśni, czyniąc "Into the Woods" opowieścią raczej dla tych bardziej wyrośniętych dzieci ;) Warto też docenić casting do filmu Roba Marshalla - wszystkie decyzje obsadowe wydają się strzałem w dziesiątkę, ze szczególnym uwzględnieniem cudownej, subtelnej Anny Kendrick (której pojawienie się w trajlerze w zasadzie przywiodło mnie do kina) w roli Kopciuszka. Po raz pierwszy w życiu przekonała mnie też do siebie Emily Blunt (jako żona piekarza). Jeśli lubicie filmowe baśnie i nie drażnią Was mucicale - wizyta w kinie obowiązkowa!

7/10




Wild ("Dzika Droga") - najnowszy film Jeana-Marca Vallée to spokojna, intymna opowieść o najważniejszej w życiu rzeczy - próbie odnalezienia siebie. Główna bohaterka po przedwczesnej śmierci matki nieco się pogubiła. Na jej ślicznej buźce zamiast uśmiechu rysuje się sieć zmarszczek, piętno narkotykowej jazdy i chroniczne zmęczenie. Wyrusza w oczyszczającą podróż i  przemierza bezludne szlaki w poszukiwaniu ukojenia i odpowiedzi na pytania, które stawia sobie prędzej czy później większość ludzi. Jej zmagania z naturą przemieszane są z nienachalnymi retrospekcjami, mającymi odzwierciedlać myśli postaci granej przez Reese Witherspoon. Całość jest zgrabnie posiekana - montażysta odwalił kawał dobrej roboty -  i poszczególne elementy przenikają się i uzupełniają. Przyjemny, kojący seans. Film może niezbyt odkrywczy, ale i nie walący po głowie łopatologią.


7/10





"Pingwiny z Madagaskaru" - niecierpię kreskówek, po prostu NIENAWIDZĘ i to, że zasiadłam w kinie pomiędzy piszczącymi dzieciakami, którym po cichu życzyłam udławienia się popcornem, świadczy o mojej głębokiej miłości do osoby "Pingwiny z Madagaskaru" uwielbiającej i obchodzonych kilka dni temu Walentynkach ;) Muszę przyznać, że to moje pierwsze zetknięcie z tą serią i pingwinki same w sobie okazały się bardzo sympatyczne i nawet zabawne. Dużo gorzej wypadło niestety całe tło i bohaterowie drugoplanowi - dywizjon zwierzęcych agentów i klika ośmiornicy, którzy raczej bardziej irytowali niż bawili. Jeśli chodzi o humor, to kilka razy faktycznie się uśmiechnęłam, ale zdecydowanie liczyłam na  jakąś akcję doprowadzającą do  atawistycznego, niekontrolowanego wybuchu  śmiechu i tego mi zabrakło.  Od mniej więcej połowy patrzyłam już zniecierpliwiona i nieco wymęczona na zegarek, oczekując końca. Pozwólcie, że powstrzymam się od oceny, bo ostatnią obejrzaną przeze mnie kreskówką był chyba "Król Lew" w drugiej klasie podstawówki i nie mam skali porównawczej ;) Mój towarzysz stwierdził, że wiele odcinków serialu wypadło lepiej i szału nie ma. Dzieciom - sądząc po piskach i skrzeczeniu - chyba się podobało ;)  Ja - nadal niecierpię kreskówek ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz