niedziela, 21 czerwca 2015

"Jurassic World vs Avengers: Age of Ultron vs Mad Max: Fury Road" czyli "Wybieramy blockbuster sezonu"

Tyle, że wybór jest oczywisty. Po obejrzeniu nowego "Mad Maxa" nie mam najmniejszej ochoty tracić czasu na recenzowanie pozostałych tytułów. Nowe przygody dinozaurów i drużyny Avengers to propozycje w miarę przyjemne i poprawne, ale w obliczu geniuszu nowego filmu George'a Millera mogę skwitować je co najwyżej ziewnięciem i uśmiechem politowania ;). 70-letni reżyser (moje klientki-emerytki często mają w sobie sto razy więcej powera niż niejedna nastolatka, więc akurat werwa Millera nie jest dla mnie szczególnie zaskakująca ;)) zdaje się doskonale rozumieć, że brak ruchu to największy z możliwych do popełnienia grzechów w technologii motion picture i udowadnia, że artystyczne, wizjonerskie kino nie musi mieć nic wspólnego z dwuminutowymi ujęciami szeleszczących liści ani z lisem szepczącym, że natura to kościół szatana (czy jakoś tak ;)).  

"Mad Max: Fury Road"  to wysokooktanowa (dosłownie i w przenośni), prosta jak cep historia, która od samego początku porywa widza, wrzucając go w samo centrum akcji, a następnie tarmosi nim (dosłownie i w przenośni) na wszystkie strony i nie daje odetchnąć do samego końca. Oprócz czaderskiego tempa o sile filmu Millera stanowi panteon oryginalnych, campowych bohaterów. Max kreowany przez Toma Hardy'ego jest w końcu naprawdę Mad,  Furiosa w interpretacji boskiej Charlize Theron to chyba najciekawsza kobieca postać w saj-faj od czasów Ellen Ripley, a cały drugi (i trzeci) plan wydaje się być przeniesiony na taśmę filmową prosto ze snu szaleńca. Takiego kalejdoskopu pretendujących do miana kultowych postaci daaaawno (nigdy?) w kinie nie widziałam. Scenografia, charakteryzacja i momentami przedziwny montaż (przyspieszanie w niektórych momentach - bajka!!!) mają chyba zapewnione stuprocentowe nominacje do wszelakich nagród filmowych w tych dziedzinach. Do tego niesamowicie jara mnie fakt, iż nikt na siłę nie wcisnął do nowego "Mad Maxa" naiwnego, żenującego moralizatorstwa, rodem z przypowieści religijnych dla pięciolatków, którym to często zarzyna się bezlitośnie współczesne blockbustery. W filmie Millera bohaterowie nie robią niczego dla wyższych idei, dobra ogółu czy ochrony lasów tropikalnych - oni chcą po prostu przeżyć w postapokaliptycznym świecie. Tyle.

Cóż, ogólnie to strasznie ciężko słowem pisanym oddać niesamowity klimat i dynamikę tegoż filmu, dlatego dłużej już nie próbuję - zaufajcie mi, czegoś takiego po prostu na ekranach kin jeszcze nie było! "Jurassic World"? "Avengers: Age of Ultron"? Gdybym miała wybierać, wolałabym iść kolejne dwa razy na "Mad Maxa" ;) Polecam najmocniej na świecie!!!


9/10


PS. Zajebistość "Mad Maxa" spotęgowała dodatkowo padakowatość trajlera nowego Terminatora, którym Multikino uraczyło mnie przed seansem. Boższeeee, widzisz i nie grzmisz, a to będzie straszne...







1 komentarz:

  1. Bezspornie "Mad Max". Ani Age of ltron ani Jurassic World nie mogą się z nim równać. To cieszące oko blockbustery, ale na dobrą sprawę męczące - Age of Ultron zdecydowanie za długi, natłok bohaterów zaczyna irytować. A Mad Max? Tutaj chcemy więcej. Rozrywka jakiej mi brakowało

    OdpowiedzUsuń