48 kinowych premier za mną. Jeśli chodzi o noworoczne postanowienia, to
chciałabym recenzować dla Was każdy obejrzany film, choć w kilku słowach, od razu
po kinowym seansie. Postanowiłam też zmienić skalę ocen, bo 1-10 się u
mnie zdecydowanie nie sprawdza. Prawdopodobnie przerzucę się na 1-5 :). Tyle tytułem zapowiedzi - tymczasem zapraszam na podsumowanie AD 2015:
NAJLEPSZE FILMY
Nie ma mocnych na "Mad Maxa"! Nie jest to oczywiście żadne zaskoczenie, bo ta wyjątkowa i jakże nowatorska produkcja skradła serce nie tylko moje i Quentina Tarantino, ale też jakiś 90% użytkowników internetu ;). Na podium umieściłam też niesamowicie ekscytujący "Whiplash" i niedoceniony zarówno przez widzów jak i krytyków "Blackhat" Michaela Manna. Nie martw się Michael, ważne, że mi się podobało <3 ;).
NAJGORSZE FILMY
Szczerze mówiąc, nie widzę na
mojej liście żadnych wyjątkowo wybitnych gniotów, ale muszę przyznać, ze
w tym roku postanowiłam zadbać o moje zdrowie psychiczne i omijałam
tytuły z założenia gwarantujące żenadę. Najbardziej zirytowana
wyszłam chyba z "Irrational Man" Woody'ego Allena... I choć nie mogę
powiedzieć, że to wybitnie zły film, to właśnie ten seans wymęczył mnie
niebotycznie i jeszcze dłuuugi czas po wizycie w kinie moja wątroba
utrzymywała produkcję żółci na niebezpiecznie wysokim poziomie. Małym
zaskoczeniem niech będzie fakt, że wszystkie polskie filmy, obejrzane przeze mnie w tym roku, były co najmniej strawne i nie zasłużyły sobie,
by w tej kategorii o nich wspominać (nie świadczy to jednak o jakimś odrodzeniu polskiego kina, bo widziałam ich aż... trzy ;)).
OCZAROWANIA
W tej kategorii zdecydowanie muszę wyróżnić wyjątkowy musical "Into the Woods", który jako jedyny z tegorocznych filmów obejrzałam kilka razy (i to pod rząd) i z każdym seansem moja ocena rosła. Moje serce skradła też inna, jakże różna od "Into the Woods" baśń - "Pentameron", która urzekła mnie swoją brutalnością i klasycznością. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie niedawna premiera - "In the Heart of the Sea" - nastawiłam się na obejrzenie letniej bajki dla dzieci, a dostałam mięsną i krwistą opowieść dla wymagających dorosłych. Nie mogę też nie wspomnieć o największym horrorowym zaskoczeniu roku czyli "It follows" (nie wiem, czemu nie napisałam recenzji - shame on you, Roz!).
ROZCZAROWANIA
Najmocniej zawiodłam się chyba w tym roku na "Spectre" - nie sądziłam, że jakikolwiek film z bondowej serii może być taki nudny i nieangażujący. Totalnie rozczarował mnie też sequel serii "Sinister" - co prawda czułam, że kontynuacja nie zbliży się jakością do oryginału, ale nie spodziewałam się aż takiego odejścia od mrocznego klimatu znanego z pierwszej części...
PURE FUN
Nie obejrzałam w tym roku zbyt wielu typowych blockbusterów i tak naprawdę klasyczne PURE FUN (czyli rozmiękczenie mózgu niepołączone z zażenowaniem) poczułam tylko w trakcie "Pikseli". Nie wiem, co ćpał autor w chwili tworzenia scenariusza, ale też poproszę, bo nie raz i nie dwa w trakcie seansu przecierałam oczy ze zdumienia, powtarzając sobie "nie, tego nie mógł wymyślić dorosły, nieupośledzony człowiek" ;).
MUZYKA
Numerem jeden ogłaszam wszem i wobec "Into teh Woods"! Soundtrack ten towarzyszył mi przez długie tygodnie po obejrzeniu filmu i naprawdę świetnie sprawdza się także w oderwaniu od obrazu:
Oczywiście nie może w tej kategorii zabraknąć "Straight Outta Compton", ale w moich żyłach płynie czarna krew ;), więc nie sądzę, bym tym wyborem kogoś szczególnie zaskoczyła:
Całkiem fajowo zgrały się też z "Chappie'm" rave'owe kawałki Die Antwoord:
Jeśli zaś chodzi o muzykę, która doskonale dopełnia film i buduje klimat, ale nie bardzo nadaje się do odsłuchu w samochodzie ;), to bez wątpienia muszę wskazać na niepokojące, mroczne brzmienia w "Sicario" - gwarantuję ciary na plecach i poluźnienie zwieraczy:
Doskonałą robotę wykonał jak zwykle mój idol Alexandre Desplat, tym razem ubierając w muzykę fantastyczny "Pentameron". Boższe, ale to jest boskie <3 <3 <3:
AKTORSKIE OCZAROWANIA
Aktorsko miażdżą filmy z 2014 roku, które oczywiście w krajach trzeciego świata, takich jak Bangdladesz i Polska, miały premiery w 2015 - "Birdman" i "Whiplash". Jeśli natomiast miałabym wskazać jakieś perełkowe role, które zapadły mi w pamięć, choć wcale nie wydają się oczywistymi wyborami w tej kategorii, to typuję Oscara Isaaca w "Ex Machina" i Jake'a Gyllenhaala w "Everest". Świetnie wypada też cała obsada "Steve'a Jobbsa", ze szczególnym wskazaniem na Setha Rogena.
URODOWE INSPIRACJE
czyli moja nowa kategoria, w której oddaję hołd kobiecej urodzie i urokowi, a umiejętności aktorskie spycham na dalszy plan i proszę się nie czepiać ;)
Pisałam już, że jedną z moich największych muz jest obecnie Blake Lively - "Age of Adaline" obejrzałam tylko dla niej! Blask, jaki roztacza na ekranie, jest tak wielki, że nawet nie spróbuję podjąć się opisania go słowami, bo takowe zwyczajnie nie istnieją i byłoby to bezcelowe i niepotrzebne - wszak zamiast czytać, możecie pooglądać:
Totalnie zauroczyła mnie Cara Delevingne, która swoim przeszywającym wzrokiem, zblazowanym wyrazem twarzy i nieoczywistą urodą czarowała najpierw w kiepściutkim "Face of an Angel":
a potem w głupiutkim "Paper Towns":
Wiecie, że moim ideałem urody są wychudzone modelki słaniające się na swoich chudych, krzywych nóżkach jak po kokainie? Cara doskonale wpasowuje się w ten kanon piękna ;). A miłośnicy krągłości niech spadają na drzewo ;) (albo do McDonald's;)).
Trzecim urodowym objawieniem okazała się Lea Seydoux, której blask i urok rozkwitł dopiero przy boku Jamesa Bonda. Jednak kobieta, by błyszczeć zdecydowanie potrzebuje blond włosów i szpilek ;) Lea, I love You and please, zostań przy b(l)ondzie!!! W ogóle Lea jest szalenie podobna do ScaJo:
<3 Ja się wypowiem o kobiecie Bonda, bo to jest absolutnie piękna wizualnie postać. Wszystko bym brała: usta, fryzurę, figurę i ciuchy. LOVE!
OdpowiedzUsuńNo wreszcie ktoś mnie rozumie!!! :)A co z Twoim blogiem się stało? :)
UsuńNie mam serca :/ I czasu :/
Usuń"Pentameron" ląduje na liście moich braków z ubiegłych 365 dni :-)
OdpowiedzUsuń